sobota, 4 października 2014

Przed-Psistankowe refleksje...

          Nie ukrywam, że trochę nachodzi mnie stres. To będzie nasz drugi występ na tzw. Psistanku. Imprezie od kilku lat organizowanej w Gliwicach, imprezie, dzięki której dojrzałam i pokochałam Korę.



          Po adopcji miałam szalony pomysł, że rok później, w 2013, wystąpię z Korą na Psistanku. Nie umiałyśmy wiele, ale Kora miała chęć i zapał, i jak na pierwsze jej takie wystąpienie byłam z niej bardzo dumna, choć na tle innych wypadaliśmy, delikatnie rzecz ujmując, słabo.
          Jutro, a właściwie dzisiaj, bo jest po północy, kolejny raz pokażemy, że schroniskowe psiaki też potrafią. Nie wiem skąd we mnie jakieś dziwne obawy, że spotkam się z krzywymi spojrzeniami. Piszę, żeby sama siebie uspokoić.
          Kora to mój odzysk. Mój kontuzjowany odzysk, który nigdy nie będzie wymiataczem. Kora to mój Skarb, którego bym nie zamieniła. Może i potrafimy niewiele, ale cieszę się z każdej wykonanej przez nią sztuczki, mimo, że muszę ładować w nią tonę smaków żeby działała z większym zapałem.
          Mam nadzieję, że ten mój mały łaciaty kundelek pokaże mi, że nie ma się czego obawiać, że mam się dobrze bawić i to jest priorytetem... Może te obawy powstały dlatego, że jestem "u siebie", w Chorzowie na Zwierzynaliach jakoś łatwiej przychodziły nam te popisy i wygłupy, choć tam stawka była wysoka. Nie wiem co myśleć, ale wiem, że muszę ochłonąć, bo to nie ja mam wypaść dobrze, a pies, a pies jest cudowny, tylko nauczyciela ma nieudolnego...
          A tu występ z zeszłego roku:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz