wtorek, 6 czerwca 2017

Z perspektywy psa, czyli o trzech bardzo różnych książkach.

          Od dłuższego czasu przymierzałam się do tej notki. Lubię czytać, czytam dość dużo książek jak na statystycznego Polaka (kilkadziesiąt na rok) i oczywiście przewija się w nich również tematyka psia. Nie mówię tu koniecznie o książkach stricte szkoleniowo-wychowawczych, ale o nieco luźniejszej prozie pisanej z perspektywy psa - kilka takich książek przeszło przez moje ręce i o trzech chciałabym Wam napisać. Porównanie jest dość... dziwne, bo książki są bardzo różne. Nie tylko ze względu na tematykę, ale także ze względu na podejście jakie człowiek ma słysząc nazwisko autora. Nie czarujmy się, że czytając książkę Stephena Kinga będzie radośnie i kwieciście :D.
          Otóż książki o których mowa to: "Cujo" - Stephen King, "Psi żywot" - Peter Mayle oraz dość aktualna "Był sobie pies" - W. Bruce Cameron.

Cujo - pies, który posmakował ludzkiej krwi


          Ludzie bardzo sobie cenią wygodę i zdecydowanie łatwiej jest obejrzeć film na podstawie książki (nie ekranizacja!) o tym samym tytule niż przeczytać dość opasły tomik. Pomijając, że w filmie zupełnie zmieniono zakończenie - dla mnie dość kluczowe i dobrze obrazujące styl Kinga, to jeszcze brakowało czegoś bardzo bardzo ważnego... psiej perspektywy.
          W filmie widzimy psa, którego już na samym początku nietoperz gryzie w nos i u którego powoli zaczyna rozwijać się wścieklizna. Trochę odnosi się wrażenie, że w którymś momencie psu wręcz sprawia przyjemność pastwienie się nad ludźmi i żyje już tylko po to żeby przerobić ich na mielonkę. Odczucia w stosunku do psa są bardzo negatywne, czujemy empatię z ludźmi, którzy zupełnie się tego nie spodziewając zostają zaatakowani przez bardziej lub mniej znanego sobie psa.
          W książce pokazana jest jednak również perspektywa psa - oczywiście antropomorfizowana, bo możemy przeczytać co pies myśli, a jego myślenie jest faktycznie proste - przyczynowo skutkowe - nie rozumiejąc swojej choroby, a widząc człowieka myślał, że to właśnie przez niego tak go wszystko boli - atakował nie z powodu żądzy mordu, tylko z silnego cierpienia, z którego miał nadzieję się wyleczyć.


Przykładowe cytaty:

"Cujo patrzył na CHŁOPCA, ale już go nie poznawał - jego wygląd, odcienie szarości jego ubrania (...) ani jego zapach z niczym mu się już nie kojarzyły. Widział przed sobą potwora na dwóch nogach. Cujo był chory i wszystko wydawało mu się teraz potworne. We łbie huczało mu od tępej żądzy mordu. (...) I wtedy potworna postać przemówiła, i Cujo rozpoznał głos. To był CHŁOPIEC, CHŁOPIEC, a CHŁOPIEC nie wyrządził mu nigdy żadnej krzywdy. Kochał kiedyś CHŁOPCA i gdyby było trzeba oddałby za niego życie. Tego uczucia pozostało na tyle dużo, by odeprzeć wizję mordu (...)."



"Nadal nie rozumiał słów, ale od MĘŻCZYZNY nie zalatywało już strachem. Cujo nie był teraz pewien czy chce go dalej atakować, czy nie. Cierpiał, cierpiał tak strasznie, a świat wokół niego był zwariowaną gmatwaniną doznań i wrażeń..."

"Cujo" czytało mi się bardzo dobrze (o ile ktoś lubi takie klimaty) i psia perspektywa (choć tutaj pies nie był stricte narratorem swojej opowieści) bardzo podniosła walory tej książki. Momentami można się było wczuć w fizyczny ból psa, który chciał sobie ulżyć pijąc łyk wody i równocześnie nie mogąc tego zrobić - przeżywało się to cierpienie razem z nim równocześnie obawiając się, czy bohaterowie książki wyjdą zwycięsko ze spotkania z tą "krwiożerczą bestią".

Psi żywot - pies, który był bardziej człowiekiem





Tutaj koniecznie muszę nawiązać do tego, o czym pisałam na samym początku: o nastawieniu do danej książki. Mniej więcej wiedziałam o co chodzi w Cujo, ale przy książkach, o których nie wiem nic patrzę w pierwszej kolejności na opis i w tym przypadku był on następujący:



"Pies jest najlepszym przyjacielem człowieka? Hm... To NAPRAWDĘ zależy od punktu widzenia. Owszem, przy odrobinie dobrej woli można się z człowiekiem zaprzyjaźnić, ale iluż to wymaga wyrzeczeń! Nie wolno tarzać się w zdechłych gołębiach ani sprawdzać sprinterskich uzdolnień kur z sąsiedztwa, nie należy wylegiwać się w pościeli ani otrzepywać błota na dywanie w jadalni, a co najgorsze, od czasu do czasu trzeba się kąpać. Czy, mimo wszystko, warto zadawać sobie tyle trudu? 

Jeżeli byłeś, jesteś lub zamierzasz zostać właścicielem zwierzaka uznawanego za najlepszego przyjaciela człowieka, nie przegap tej książki. Dowiesz się z niej, że twoja wiedza na temat życia i zwyczajów psów jest bardzo powierzchowna, a twoje przeświadczenia - stereotypowe. Zuch - obdarzony darem rozumienia ludzkiej mowy, uważający się również za autora tej książki - ma wiele do powiedzenia prawie na każdy temat. Jego obserwacje, opinie i przemyślenia mogą budzić zdumienie, bo to, co nam, ludziom, wydaje się naturalne i normalne, wcale nie musi tego samego oznaczać dla psa. "


          Po tym opisie miałam oczekiwania następujące: będzie zabawnie, będzie w miarę rzetelnie i będzie to chyba antyporadnik z psiej perspektywy. Trzy razy pudło... Zuch (ang. Boy) był psem, który zdecydowanie chodził swoimi ścieżkami i ludzi traktował z dystansem, żeby nie powiedzieć z lekką pogardą, bo choć był im wdzięczny za jedzenie i opiekę to jednak miało się wrażenie pewnej niechęci. Oczywiście to, że psy nie rozumieją dlaczego nie mogą tarzać się w zdechłym gołębiu jest dosyć jasne, bo nadajemy pod tym względem na różnych falach, ale jakoś trochę w serduszku zabolało, że mój pies miałby z tego powodu pogardliwie na mnie patrzeć.

Przykładowy cytat [właściciel zagryzionej kury przyszedł na skargę]:
     "- Ach! - odparł Roussel z gniewnie zmarszczonymi brwiami. - Widziałem tego psa u siebie na podwórku. Mogę wam go dokładnie opisać.
     Natychmiast to uczynił, a ja powiem wam, że bardzo bym nie chciał żeby coś takiego zdarzyło mi się jeszcze raz choć raz w życiu: musiałem mianowicie słuchać jak uprzedzony, mściwy stary kłamca oczernia moją osobę i pozwala sobie na krytyczne uwagi dotyczące mojego wyglądu. Na dodatek bezwstydnie zmyślał - twierdził na przykład, że tamtego ranka miałem w pysku mnóstwo pierza. A może zjawiłem się z nożem, widelcem i serwetą zawiązaną u szyi? - pomyślałem z goryczą."

          Dla mnie zarówno język jak i same wypowiedzi bardziej pasowały do biegającego na czworakach autora książki, niż samego psa. Absolutnie nie był to mój typ poczucia humoru. I tak jak cierpię na zbieractwo pod względem książek tak tą z przyjemnością sprzedam lub oddam na jakiś bazarek, może komuś podejdzie :).

Był sobie pies - psia dusza, która miała misję



          O tej książce słyszało się wiele - więcej w kontekście filmu niż samej książki, ale jednak. Miała bardzo dobrą reklamę i kupując ją człowiek mniej więcej wiedział na co się pisze. Wierzę mocno, że nasze psiaki też mają duszę lub coś w rodzaju duszy i w książce właśnie ten motyw jest przewodni - psiak rodzi się kolejno w różnych wcieleniach - jako bezpański kundelek, jako rodzinny golden, policyjny owczarek itp. Ma do spełnienia pewną misję, ale nie wiadomo jaka to misja - okazuje się dopiero na końcu książki.
          Narracja jest tutaj bardzo przyjemna, nie przekombinowana w żadną stronę. Uproszczone psie myślenie bawi i wzrusza, nie ma tam nic z pompatycznego stylu "Psiego Żywota". Cytat wybrałam umyślnie w podobnym klimacie jak ten powyżej - psiak coś zmalował, ale choć w obu przypadkach psy nie zgadzają się z oskarżeniami to klimat tych wypowiedzi jest zupełnie inny. Bailey kochał swoich ludzi.
          Obejrzałam film i mam porównanie... książka jest o wiele bardziej wielowątkowa, o wiele bardziej przeżywa się los bohaterów, bo nadąża się z pokochaniem ich - w filmie np. pierwsza "postać" kończy się zatrzaśnięciem w samochodzie hycla - ten wątek był o wiele bardziej rozbudowany w książce, podobnie z psem policyjnym... w książce o wiele bardziej docenicie poświęcenie psiaka - gwarantuję... 

Przykładowy cytat:
     "Kilka minut później usłyszałem odjeżdżający samochód Mamusi, a potem w świecie pełnym dotąd życia, zabawy i hałasów zapanowała nieznośna cisza.
Poszczekałem chwilę trochę, ale bez skutku (...). Ponownie podrapałem drzwi. Pogryzłem kilka butów. Porwałem na strzępy moje posłanko. Znalazłem worek na śmieci pełen ubrań, który rozszarpałem, jak to robiła Mama, kiedy grzebaliśmy w odpadkach. Ubrania rozniosłem po garażu. W jednym kącie zrobiłem siusiu, w drugim kupkę. Przewróciłem metalowy kosz i wyjadłem z niego resztki kurczaka, spaghetti i gofrów, a także wylizałem puszkę po rybie cuchnącą jak oddech [kotki] Dymki. Zjadłem trochę papieru. Przewróciłem swoją miskę z wodą i ją pogryzłem.
     Nie miałem absolutnie nic do roboty. (...)
     - Bailey niegrzeczny piesek - powiedział zagniewany chłopiec.
Zdumiało mnie to fałszywe oskarżenie. Niegrzeczny? Przez niedopatrzenie zamknięto mnie w garażu, ale byłem bardziej niż skłonny im to wybaczyć."

Cóż mogę powiedzieć... Książka bawi, uczy, pokazuje radosny i tragiczny psi świat. Mimo psiej perspektywy jest bardzo... psia. Pies nie jest nadmiernie uczłowieczony jak w przypadku "Psiego Żywotu".

Reasumując

Każda z tych książek, a właściwie każdy autor, reprezentuje zupełnie inny styl pisania i na różne mieli pomysły na "swojego" psa w książce. To w sumie piękne, bo każdy znajdzie coś dla siebie. Poza "Psim Żywotem" ze spokojnym sumieniem polecam dwie pozostałe książki: "Cujo" tym, którzy lubią horrory, nie żebym potem miała wyrzuty sumienia, że ktoś się nagle boi bernardynów :D. "Był sobie pies" każdemu psiarzowi, który lubi się pośmiać, ale i powzruszać nad książką - nie gwarantuję, że nie będą potrzebne chusteczki.

Aktualnie czytam czwartą książkę w podobnym stylu, również pojawia się tam psia perspektywa. "Lily i ośmiornica" Stevena Rowley, ale o niej napiszę osobno :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz